Minister Zdrowia ujawnia ile zarabiają lekarze. Nie są to kwoty jakie zarabiają farmaceuci.

Leszczyna ujawniła, ile zarabiają niektórzy lekarze. „Pani minister manipuluje”

Słowa ministry Leszczyny o szokująco wysokich zarobkach niektórych lekarzy publicznej służby zdrowia wywołały gwałtowną reakcję środowisk medycznych. – Szafuje się wysokimi, budzącymi sprzeciw kwotami, ale nie podaje się liczby lekarzy, którzy tyle zarabiają (powyżej 100 tys. zł – przyp. red). Jest ich w Polsce mniej niż 200 – broni środowisk lekarskich Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie.

1. Kosmiczne zarobki lekarzy? Sprawa jest bardziej złożona

Temat zarobków przedstawicieli zawodów medycznych od zawsze budzi skrajne emocje. Kij w mrowisko wbił „Newsweek”, który na podstawie rozmowy z Ewą Książek-Bator z zarządu Polskiej Federacji Szpitali, podał, że zarobki lekarzy opiewają dziś na minimum 25 tys. zł miesięcznie brutto.

– Nie razi mnie wysokość wynagrodzeń, ale to, że są ponad możliwości danej jednostki. Szpitala nie stać na takie płace, ale musi płacić, bo nie ma innego wyjścia – skomentowała Ewa Książek-Bator w rozmowie z „Newsweekiem”.

Podkreśliła także, że wysokie stawki lekarzy są na szpitalach niejako wymuszane: jeśli nie zaoferują konkurencyjnej kwoty, nie zatrudnią lekarza, którego mogą bardzo potrzebować, aby utrzymać funkcjonowanie oddziału. To, ilu lekarzy danej specjalności musi być zatrudnionych na oddziale, aby szpital mógł otrzymać kontakt, określa NFZ.

– Gdyby tych norm nie było, dyrektorzy nie podkupywaliby lekarzy – podkreśliła Książek-Bator.

Szybko pojawiły się zarzuty, że „kosmiczne” kwoty minimalne są zupełnie nieadekwatne do tych, które określiła głośna w ostatnich miesiącach „ustawa podwyżkowa” – przypomnijmy, na poziomie minimum 10 400 zł brutto dla lekarza ze specjalizacją na umowie o pracę.

– Narracja wokół tej ustawy sugeruje, że lekarzom i innym przedstawicielom zawodów medycznych będzie się od teraz należeć coroczna podwyżka. To jest bardzo mylące, bo mówimy tu jedynie o waloryzacji inflacyjnej, która jest przecież zagwarantowana wielu przedstawicielom zawodów finansowanych z środków publicznych – tłumaczy w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

– Co więcej, ta ustawa została skonstruowana, aby chronić tych zarabiających najmniej, a więc lekarzy stażystów czy rezydentów przed uzyskaniem specjalizacji, ale i m.in. pielęgniarki czy położne. Mówimy więc o zupełnie skrajnych biegunach: jest grupa lekarzy, która zarabia najwięcej, ale jest znacznie większa grupa lekarzy, która potrzebuje ustawowego określenia kwoty minimalnej, aby zaczęli zarabiać godnie – podkreśla.

Mówimy tu jednak cały czas o zatrudnieniu na umowę o pracę. A, według danych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, już ponad 70 proc. polskich lekarzy specjalistów pracuje w szpitalach na kontraktach. Co to oznacza? Że ich zarobki podlegają zasadom wolnego rynku, a nie ustawowym siatkom wynagrodzeń. Ale też to, że, w przypadku błędu lekarskiego, odpowiedzialność najczęściej ponoszą sami, uwalniając od niej szpital, a także stanowią dla placówki odciążenie podatkowe.

Mimo to, szpitale znajdujące się w najtrudniejszej sytuacji finansowej podkreślają, że ustawa podwyżkowa jest dla nich ogromnym wyzwaniem, które pochłania lwią część zwiększonych nakładów na ochronę zdrowia.

Faktycznie, proporcje pomiędzy lekarzami pracującymi na etatach i na kontraktach różnią się w zależności od regionu. Na Lubelszczyźnie, gdzie o dramatycznej sytuacji finansowej szpitala w Lubartowie wypowiadał się we wrześniu w WP abcZdrowie jego dyrektor, lekarzy etatowych jest więcej niż w centralnej i zachodniej części kraju. W tak trudnym położeniu jest jednak mniejszość placówek, a problem luk budżetowych w szpitalach jest znacznie bardziej złożony.

2. MZ i NFZ uderzają w lekarzy

Do tego niespokojnego i tak dyskursu dołączyła teraz także sama ministra zdrowia Izabela Leszczyna, która na antenie TVN24 dolała oliwy do ognia, podając kwoty bardzo wysokich zarobków niektórych lekarzy zatrudnionych na kontraktach w szpitalach publicznych – choć bez kontekstu.

– Z danych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wynika, że są tacy lekarze, którzy przedstawiają fakturę na 299 tys. zł – powiedziała na antenie szefowa resortu zdrowia.

Podkreśliła także, że ustala obecnie z premierem plan działania mający na celu odciążenie szpitali z większych wydatków wymuszonych przez „ustawę podwyżkową” – choć lekarze kontraktowi zarabiający najwyższe kwoty nie mają z przepisem niczego wspólnego.

Środowiska lekarskie widzą w słowach ministry pośredni przytyk. Znacznie mniej wybredne sugestie skierowali jednak ostatnio pod ich adresem byli i obecni przedstawiciele kierownictwa NFZ.

– Na pewno tak wysokie pensje są demoralizujące. Lekarzom od tego zaczyna się wydawać, że ich praca jest naprawdę tyle warta. Nie powinno być tak, że minister, a nawet premier, który odpowiada za całe państwo, życie i zdrowie jego obywateli, zarabia mniej od ordynatora – skomentował Andrzej Sośnierz, były prezes NFZ i były poseł klubu PiS.

– Nie mam problemu z tym, aby lekarze zarabiali trzykrotność przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, ale sprzeciwiam się temu, aby za pieniądze publiczne zarabiali 200, 300 czy 400 tys. zł miesięcznie, a takie przypadki mają miejsce – mówił podczas VIII Kongresu „Wizja zdrowia. Diagnoza i przyszłość” Jakub Szulc, obecny wiceprezes NFZ.

Przedstawiciele środowisk lekarskich czują się jednak potraktowani przez ministrę i NFZ bardzo nielojalnie.

– To jest bardzo niesprawiedliwe zagranie polityczne. W momencie, w którym wiemy już, że w nowym budżecie brakuje miliardów złotych na ochronę zdrowia, zrzuca się w mediach informację pozbawioną kontekstu, sugerującą, że za deficytami stoi częściowo rzekoma chciwość lekarzy – komentuje w rozmowie z WP abcZdrowie dr Michał Bulsa, Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie, specjalista położnictwa i ginekologii.

3. Lekarze się bronią

– Szafuje się wysokimi, budzącymi sprzeciw kwotami, ale nie podaje się liczby lekarzy, którzy tyle zarabiają (powyżej 100 tys. zł – przyp. red). A zgodnie z danymi, które otrzymałem bezpośrednio od AOTMiT, jest ich w Polsce mniej niż 200 – podkreśla dr Bulsa.

Na informację o liczbie lekarzy, których dotyczą nagłośnione przez ministrę Leszczynę zarobki, reaguje także żywo dr Goncerz.

– Jeśli pani minister publicznie zwraca uwagę na problem zarobków, który dotyczy takiej garstki lekarzy, to właściwie mówi samo za siebie, zwłaszcza że nietrudno się domyślić, że mówimy o garstce najwybitniejszych specjalistów swoich dziedzin – zaznacza.

– Trzeba głośno powiedzieć, że pani minister manipuluje tu informacją, bo podaje szokującą wartość końcową faktury, ale pomija kluczowe informacje o tym, co się na nią składa: ile godzin pracy obejmowała, jakiej specjalizacji i placówki dotyczyła itd. – dodaje Michał Bulsa.

Specjalista zaznacza, że choć bezpośrednio nie zetknął się z zarobkami tej skali, potrafi je sobie wyobrazić u światowej klasy specjalistów wąskich dziedzin, takich jak neurochirurgia czy kardiochirurgia dziecięca.

– Chętnie wycenia się pensję takiego lekarza, ale pomija się tu kompletnie ogromne koszty edukacji, które latami ponosi głównie z własnej kieszeni: zagraniczne programy kształcenia, udział w międzynarodowych konferencjach, drogie szkolenia specjalizacyjne… – ocenia lekarz.

Jeśli więc nie pozyska ich żaden szpital publiczny, z łatwością otrzymają te same, a nawet większe wynagrodzenia w sektorze prywatnym bądź za granicą. Tylko że wtedy ich umiejętności będą dostępne jedynie dla wybranych.

– Warto też spojrzeć na to w szerszym kontekście: oburza nas, że garstka doskonale wykształconych, doświadczonych lekarzy specjalizujących się w wąskiej dziedzinie zarabia takie pieniądze z kieszeni podatnika, ale czy z taką samą mocą oburzają nas kolosalne zarobki prezesów spółek Skarbu Państwa? – pyta retorycznie Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.

Dr Bulsa zaznacza także, że szpital nie zdecyduje się na zatrudnienie najdroższego, najlepiej wyspecjalizowanego w swojej dziedzinie lekarza, jeśli go na to nie stać. Jego zdanie podziela prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UMED we Wrocławiu.

– Na taką kwotę ktoś się musiał zgodzić, to jest wynik negocjacji. Różne placówki mają też różne możliwości finansowe. Żaden dyrektor nie podpisze umowy z jednym pracownikiem, która zrujnuje szpital. Jeśli tych pieniędzy fizycznie nie ma, a szpital nie jest w stanie opłacić rachunków, to na taką kwotę nie przystanie – komentuje w rozmowie z WP abcZdrowie.

– Osobiście takich przypadków nie znam. Wiem, ile zarabiam ja i moi pracownicy w szpitalach i przychodniach za ciężką pracę i nie uważam, żeby to były kwoty zawyżone. Podkreślę także, że ja, jako ordynator, mogę być w szpitalu zatrudniony jedynie na pół etatu. Jestem więc równolegle pracownikiem naukowo-dydaktycznym na uczelni – dodaje prof. Simon.

Ordynator z wrocławskiego szpitala podkreśla także, że lekarze należą do grupy zawodowej obarczonej wysokim ryzykiem zdrowotnym.

– Wystarczy, że lekarz czy pielęgniarka skaleczą się podczas kontaktu z pacjentem i zapadają na ciężką chorobę zakaźną – mówi.

4. Chcemy świadczeń na światowym poziomie, ale za grosze

Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie zwraca także uwagę na ważny aspekt finansowania ochrony zdrowia: nakłady rokrocznie się zwiększają, ale w dalszym ciągu stanowią ułamek tego, co procentowo (w stosunku do PKB) przeznaczają na zdrowie kraje Europy Zachodniej.

– MZ mówi, że chce ochrony zdrowia na wysokim poziomie, stale rozszerza programy lekowe, stawia na nowoczesny sprzęt. Tylko że utrzymanie takich standardów na dłużej niż tylko głośną inaugurację, kosztuje z roku na rok coraz więcej. Mam wrażenie, że nikt w MZ nie potrafi tych wydatków solidnie policzyć: rozszerzamy świadczenia, a finansowania nie zwiększamy. Gdzie tu logika? – argumentuje dr Bulsa.

Lekarz, jak wielu innych przedstawicieli zawodów medycznych, podkreśla również szkodliwe działanie zupełnie niemiarodajnego modelu wyliczania budżetu, zamiast bazowania na aktualnym PKB.

– Od dawna apelujemy, że wprowadzenie tej zmiany odblokowałoby dodatkowe miliardy złotych na ochronę zdrowia – podkreśla Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie i dodaje: – Nie zgadzam się absolutnie z retoryką, w której problemów finansowych w ochronie zdrowia doszukujemy się w pensjach lekarskich.

Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło: https://portal.abczdrowie.pl/leszczyna-ujawnia-ile-zarabiaja-lekarze-pani-minister-manipuluje